Tak, jestem tą osobą, która uważa, by plusy nie przysłoniły jej minusów. Dlatego więc uważam, że 2023 był równie dobry, co tragiczny dla branży gier. Oczywiście jest to rok, który po latach pojawi się na grafice z okładkami i podpisem "nie wierzę, że te tytuły wyszły w tym samym roku", ale jest to też rok, który może być wspominany jako początek krachu rynku. Raczej nie powinno się ignorować faktu, że w 2023 roku około 8000 ludzi straciło pracę w branży, zamykano całe studia 'for the greater good', dziesiątki tytułów zakończyło swój żywot i zniknęły na zawsze, a Unity stwierdziło, że będzie kasować twórców gier od instalacji nawet pochodzącej z nielegalnego źródła. Ale zostawmy to. To nie jest tekst o tym, że nie jest tak kolorowo, jak nam się wydaje. To moje podsumowanie growego roku.
I jak mówię "moje", to mam na myśli "moje". Nie będzie tu żadnego Baldur's Gate 3, RoboCop: Rogue City, żadnych Gollumów, Day Before. O czterogodzinnym bloku reklamowym Geoffa Keighleya tez nie będzie. Przynajmniej nie w tym tekście.
Według Steama grałem w 52 gry, z czego 32 to tytuły, które odpaliłem pierwszy raz. Do tego trzeba doliczyć około 10 tytułów ze Switcha. Przeszedłem tylko 10 z nich, ale jednym z nich była mała, niszowa gra o dźwięcznym tytule The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom.
Bardzo dużo czasu spędziłem z tytułami, których nie da się przejść. Multiplayer, baby! Team Forstress 2 był na tym poziomie bezkonkurencyjny. Wiadomo, że wieczór bez TF2 to smutny wieczór, zwłaszcza jak masz do tego odpowiednich ludzi. Ja mam do tego najlepszych ludzi!
Deep Rock Galactic to kolejna perełka na liście. Gra-fenomen. Nie wiem, jak obcy dla siebie ludzie mogą być tak mili w internecie.
Było oczywiście też sporo Counter-Strike'a 2, ale o tym nie powinno się wspominać. Nigdy.
By w mojej sferze multiplayer było jeszcze ciekawiej, w tym roku wyszedł nie jeden, a dwa nowe pochłaniacze wolnego czasu. Jeden z nich pojawił się znikąd i wszedł z buta na szczyty sprzedaży na Steamie. Brzydki, niesamowicie grywalny, masywny w skali (bitwy 128 vs 128) military shooter z destrukcją budynków i możliwością budowy fortyfikacji. Najlepszy Battlefield od czasów Battlefielda 3 - BattleBit Remastered. Wciąż ciężko uwierzyć, że powstał dzięki ciężkiej pracy tylko trzech osób.
O dziwo drugi tytuł też ma coś wspólnego z Battlefieldem. Stworzyli go ludzie, którzy dawniej pracowali dla DICE. The Finals, bo o nim mowa, to powiew świeżego powietrza w zgnuśniałym, ciasnym gatunku shooterów. Nie jest to Hero Shooter, nie jest to Battle Royale, nie jest to też najnudniejszy rodzaj shooterów na świecie, czyli Extraction Shooter. Jest to po prostu The Finals. Gunplay jest doskonały, movement responsywny, broń jest tak zbalansowana, że ludzie nie mogą się zdecydować, co jest OP, a czego lepiej nie używać. Mapy są w pełni destruktywne. I tu nie chodzi tylko o wyburzanie ścian, czy wybijanie drzwi z framugi. Jeżeli nam się to podoba, możemy równać z ziemą całe budynki. I nie jest to zwykły gimmick. Destrukcja to jeden z ważniejszych elementów rozgrywki. A co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? The Finals jest za darmo, czyli po uczciwej cenie.
Grałem też sporo w Stardew Valley i mimo to, że jest to single i zobaczyłem w nim napisy końcowe, to i tak uważam, że tytuł jest na tyle masywny, że nie można go zwyczajnie skończyć. Zawsze będzie coś do poprawy na farmie, zawsze będzie jakiś nowy pomysł na profit i zawsze będzie ten jeden festiwal, który zaczyna się późno, przez co ma się niewiele czasu na zanurkowanie łodzią podwodną i złapanie tej jednej cholernej ryby, której nie ma nigdzie indziej!!! I żeby tego było mało, w przygotowaniu jest patch 1.6, który ma dodać jeszcze więcej sympatycznych aktywności.
Jak wspominałem, w 2023 roku przeszedłem 9 tytułów.
Nareszcie dokończyłem Subnatuticę, jednego z najlepszych survivali, w jakie grałem. Niesamowita atmosfera i doskonały sound design.
Toem zaś to relaksująca opowieść o małym fotografie. Śliczny artstyle, cozy muzyczka, trochę śmiechu, trochę wzruszeń. Polecam na szare, smutne weekendy.
Paradise Killer mnie całkiem miło zaskoczył. Kryminalna historia niemożliwego do wykonania morderstwa w cudacznym świecie i dziwnymi postaciami. Czy główny podejrzany rzeczywiście to zrobił? A może jest to jakaś grubsza intryga? I dlaczego ta kobieta o boskim ciele ma na karku głowę kozła? Dla wszystkich fanów dobrych detektywistycznych zagadek.
A wiecie, co nie jest dla fanów dobrych detektywistycznych zagadek? Master Detective Archives: Rain Code! Ale jak to? Gra od ludzi, którzy stworzyli legendarnego Danganronpa. Co mogło pójść nie tak? O dziwo, bardzo dużo. Z początku intrygujący świat, na końcu staje się parodią samego siebie. Postacie najgenialniejszych detektywów dosłownie głupieją z czasem i przestają kojarzyć najprostsze fakty. Prowadzenie spraw jest tak zamotane i tak miejscami nielogiczne, że traci się całą przyjemność z odkrywania faktów. Nic mnie tak nie frustrowało w 2023 tak, jak Master Detective Archives: Rain Code. A mogłem jeszcze raz przejść Ghost Trick i to w odświeżonej wersji.
Ale lepiej być złą grą, niż taką, o której się nie pamięta. Absolutnie zapomniałem, że w 2023 roku przeszedłem Kirby’s Return to Dream Land Deluxe. Dobrze, że prowadzę zapiski.
To gier w stylu "meeeh" zaliczyłbym też Trailmakers. Znajdź kulę z częściami do rakiety, wykombinuj jak ją przenieść do kolektora, zanieś ją do kolektora, zbuduj z części rakietę, odleć w pizdu, koniec. Niby gra daje ci możliwość budowania helikopterów, poduszkowców i łodzi podwodnych, a mi wystarczyło rakietowe krzesło i stelaż z magnesem i to był koniec zabawy dla mnie. Trochę nudy.
Krótko. Poświęćcie 10 minut na Pineapple on Pizza. Jest za darmo na Steamie. Soundtrack roku. Każdego roku.
Dobra, miejmy to z głowy. The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom to bardzo dobry tytuł. Niebywałe osiągnięcie od strony mechaniki gry, jak i od strony technicznej. Do tej pory nie mam pojęcia jak to hula na Switchu. Jest wielka, przytłaczająca miejscami. Ale! Z jakiegoś powodu uważam, że The Legend of Zelda: Breath of the Wild było lepszym doświadczeniem.
Niezaprzeczalnie najwięcej zabawy miałem przy Ghostwire: Tokyo. Jako duży wielbiciel japońskich duchów, klątw i demonów czułem się jak w niebie. Absolutnie polecam side content. Tam się kryje najlepszy kawałek mięska. Nie jest to wielce odkrywczy tytuł, w rozgrywce przypomina bardziej Doom Eternal niż jakiś wysmakowany survival horror, ale tak czy siak, ma doskonały klimat i wszystko co robi, robi dobrze.
Ale to nie jest moja gra roku. Powiem więcej. W tym roku nie mam gry roku. Nic mnie nie zachwyciło w 2023 tak bardzo, bym mógł bez problemu powiedzieć "tak, to ta gra!". Chyba że jest taki tytuł. I nie dość, że w niego grałem, to go nawet przeszedłem z wypiekami na twarzy. Problem w tym jest taki, że... było to demo.
I chyba tyle, jeżeli chodzi o rok 2023. W 2024 chcę dokończyć parę tytułów, bo to aż wstyd, że leżą na półce i się kurzą (mówię o tobie Yakuza 0... przepraszam!). W końcu muszę przejść The Legend of Heroes: Trails in the Sky i dowiedzieć się, o co chodzi z tą "najlepszą serią jRPG i nie zapraszam do dyskusji". No i ten System Shock!
A przez to, że hype na cokolwiek został zabity u mnie wiele lat temu, to nie czekam absolutnie na nic w 2024. No dobra! Jakby ktoś mi groził lukrecją, to bym przyznał, że trochę liczę na Vanillaware i ich Unicorn Overlord. Nieśmiało liczę na coś w rodzaju krachu z 1983. Myślę, że jakaś forma resetu przydałby się całej branży. Może mam pierwiastki oczekiwania na nowego Switcha? Tak, ale to Nintendo. Oni mogą wszystko skrewić, nawet coś tak prostego jak "zrób to samo tylko mocniejsze". No i bardzo kibicuję Steam Deckowi, ale to już inna forma trzymania kciuków.
I tyle! Bawcie się dobrze w tym 2024 roku. Grajcie, ile się da. Znajdźcie jakieś nieznane perełki, ograjcie jakieś gówno, które w jakiś sposób bardzo wam się spodoba. Nie składajcie preorderów, nie zamawiajcie kolekcjonerek i walić digital only! Najlepszego!