środa, 31 grudnia 2014

Co to się działo, czyli podsumowanie 2014!

Rok 2014 to szmelc. Nie podobał mi się i dobrze, że się kończy! Nawet gry były jakieś takie nie tego. Może i parę tytułów fruwało czas jakiś po sieci, ale były one tak porywające, że nawet nie chciało mi się ich ruszać kijem. Do tego jak patrzę na poczynania najnowszych dzieci Microsoftu i Sony, to aż czoło mi sinieje od klepania się. Gdzie wasze wielkie exclusive'y? Gdzie tytuły sprzedające konsole? Nawet jak patrzę w przyszłość to ich nie widzę.

2014 zapisze się na pewno jako rok najbardziej zepsutych gier. Ile z nich nie działało, krzaczyło się niemiłosiernie albo miało gigantyczne, nic nienaprawiające patche zaraz po premierze? Już nawet nie wspominam o  problemach z serwerami, czy exploitami niszczącymi przyjemność z grania. No i YouTube był bardzo zajęty przyjmując na siebie filmiki z rozlicznymi bugami.

2014 był też rokiem reedycji. Ale nie reedycji starych, klasycznych tytułów, w które ciężko się dzisiaj gra, tylko prawdziwych świeżynek. The Last of Us, Tomb Rider (2013), GTA V, Sleeping Dogs! Co to ma być? Naprawdę ktoś o to prosił? Serio komuś się to podoba? Bo ostrzegam, jeżeli tak lubicie się robić na kasę, to niedługo wasze dupska będą wyglądały jak suszone śliwki.

Ale koniec z tym! Tu chodzi o podsumowenie MÓJEGO roku w świecie gier. Przeszedłem w sumie 31 gier na 8 różnych platformach. Część z nich to tegoroczne nowości, część to totalne starocie. I tak będzie wyglądał mój ranking. Nie będzie w nim tylko premier z 2014, ale wszystkich gier, które przeszedłem od początku do końca w 2014. I nie wliczam w to tytułów, które prawie przeszedłem albo w które popykałem parę godzin. Póki nie widziałem napisów końcowych, gry nie brałem pod uwagę. Zacznijmy więc.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE W 2014!

Wybór jest tu bardzo prosty - Dark Souls 2! Dawno nie zawiodłem się tak bardzo na jakimś tytule. Po przegenialnej "jedynce", która robiła praktycznie wszystko dobrze, przyszła kontynuacja, która robiła to samo, ale gorzej. Ale moment! Przecież nie przeszedłem do końca Dark Souls 2, zatem nie może "wygrać" w tej kategorii. W takim wypadku niesława spada na Professor Layton vs. Phoenix Wright. I trochę go szkoda, bo to fajny tytuł ze znakomitymi postaciami, całkiem niezłą historyjką i naprawdę ciekawymi zagadkami. Niestety w samej grze brakowało trochę Laytona i jego genialnego umysłu. Został potraktowany trochę po macoszemu, a jego łamigłówki były wciskane miejscami na siłę. A szkoda, bo ten duet ma doskonałą chemię. Mam nadzieję, że twórcy zaskoczą mnie drugą częścią przygód tej pary i pokażą na co ich naprawdę stać.



NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE W 2014!

Nie było ich wiele. Gry rzadko kiedy mnie zaskakują. Pozytywnie, że tak dodam. Ale dwóm tytułom to się jakoś udało. Po latach przypomniałem sobie Clive Barker's: Undying i okazało się, że ciągle jest dobry. Może i graficznie może wydać się już szpetny, ale samo granie i klimat ciągle trzymają niezły poziom. Ale to Astro Boy Omega Factor na Game Boy Advance zaskoczył mnie bardziej. Rozgrywka wciągała w jakiś dziwny sposób, fabularnie kotłowało się jak w nagrzanym czajniku, a napotykane postacie były dość intrykujące. Jeżeli chcieliśmy dobrego zakończenia, musieliśmy przejść grę dwa razy. I naprawdę chciało się tego dokonać. Za drugim razem historyjka szła innym torem, odkrywały się nowe fakty o bohaterach, a nawet pojawiały się dodatkowe etapy i bossowie do przejścia. Jeżeli ktoś lubi platformówki z elementami brawlerów to polecam z całego serca.



NAJGORSZY MULTIPLAYER W 2014!

Przyznaję, sporo gram w multi. Codziennie. Czasami wręcz za dużo. Ale paradoksalnie nie gram w zbyt wiele tytułów. Głównie są to FPS-y, ale wpadła w to też jedna MOBA. I nie, nie jej to League of Legends. Chyba nie umiałbym grać w coś, czego skrót się ze mnie śmieje. Czyli jak nie LOL to DOTA2. I w wielu aspektach mógłby być to najgorszy multi w jaki grałem w tym roku. Tyle kupy, nerwów i straconego czasu nie wygenerował żaden inny tytuł. Czasami aż chce się od niej wymiotować. Ale DOTA2 ma tą właściwość, że się magicznie równoważy. Na każdy obrzydliwy mecz przypada doskonały, a na każdą chwile beznadziei jest chwila triumfu. I może przez to ciągle w nią gram. Nie wiadomo co przyniesie kolejny mecz, co cudacznego znowu zobaczę, czy kiedy w końcu zwymiotuję. No dobra, to który multi śmierdział najbardziej w tym roku? Counter-Strike: Global Offensive! Ta gra nie dość, że sama strasznie się zepsuła, to poniszczyła wszystkie lata mojego grania w CS'a. Zabiła mój ulubiony serwer przez mecze competetive, wprowadziła płatny, czasowy kontent, który znika po jakimś czasie bezpowrotnie, a co najgorsze, zniszczyła kompletnie przyjemność z grania. CS:GO to teraz nie FPS, tylko galeria kolorowych, niedorzecznie drogich e-penisów. Dla jasności, mówię o skórkach do broni wszelakiej. Teraz przy każdej okazji widać jaskrawe giwery, brzdryngolące się noże, liczniki zabić i holograficzne naklejki. Zupełnie jak na hipisowskiej imprezie w latach 70. Do tego dodano specjalny guzik do oglądania sobie broni podczas gry. Po prostu świetnie! Bosko! Wiwat!



NAJLEPSZY MULTIPLAYER W 2014!

Może i z DOTA2 spędziłem najwięcej czasu online, ale jak już powiedziałem, ta gra ma dwa ekstremalnie różne oblicza, przez co nie ma szans na żadną nagrodę. Na szczęście Team Fortress 2 kojarzy mi się tylko pozytywnie. Pewnie dlatego, że gram na jednym serwerze z przesympatycznymi ludźmi, a do tego każdy mecz na nim to rozgrywka wysokich lotów. Ale to oczywiście nie TF2 był najlepszy w tym roku, tylko Insurgency. Od dnia premiery w styczniu tego roku ta gra mocno się zmienia na coraz solidniejszy i coraz lepszy tytuł. Teraz ma 2 razy taką zawartość, jak na początku. Nowe mapy, nowe tryby, broń, masa ulepszeń i doskonały support od strony twórców. I to wszystko bez wydawania dodatkowych pieniędzy na jakieś DLC. Tak powinna wyglądać każda dobra gra online'owa. Oczywiście podstawą jej świetności to doskonała, trudna rozgrywka, niesamowite mapy i cała kupa satysfakcji z wygrywania. I nie znajdziemy w niej broni, na którą narzygał jednorożec, nie ma też płatnych eventów, czy guzików do oglądania sobie pistoletów. I jeżeli jesteś, tak jak ja, rozżalonym weteranem CS'a, to Insurgency jest idealnym miejscem, w którym na pewno się odnajdziesz.



I tu wyskoczę z małą dygresją. Mógłbym zrobić jeszcze takie kategorie jak najlepsza muzyka i najlepsza grafika, ale wychodziłoby na to, że mówiłbym o jednej grze 3 razy. W tych dwóch kategoriach wygrywa mój ulubieniec, najlepsza gra, w którą przyszło mi zagrać w 2014. Ale zanim wyjawię tytuł, to zajmę się...

NAJGORSZA GRA W 2014!

W tym roku przeszedłem parę słabych tytułów. Pierwszy Far Cry trochę mnie wynudził, Mark of the Ninja w sumie zrobił to samo, a Limbo, prócz niesamowitej atmosfery, nie miał nic ciekawego do zaoferowania. Ale jest jeden tytuł, który zirytował mnie do granic możliwości. Tytuł, przez który łaziłem chyba z tydzień plując na wszystko dookoła. Co gorsza to twór bardzo lubiany przez rzesze ludzi. Zatem... Najgorszą grą, którą przeszedłem w 2014 roku jest Bioshock Infinite. Ta gra zawodzi na wielu płaszczyznach. Pierwsze co kole mnie bardzo, to zmarnowanie wspaniałego świata Kolumbii. Świetna atmosfera utopijnego, latającego miasta została przygnieciona przez takie kwiatki jak do bólu nudna rozgrywka. Bo ile razy można walczyć na malutkich arenach z tymi samymi, mało interesującymi przeciwnikami? Ile można bawić się "innowacyjnym" systemem Sky-Line? W pewnym momencie czułem się, jakbym grał w pierwszego Assassin's Creed - w kółko ciągle to samo. Broń też była fascynująca jak flaki z olejem. Niektóre giwery były totalnie bezużyteczne, a inne okazywały się kopiami samych siebie. To samo tyczy się tak ważnych dla świata Bioshocka plasmidów/toników. Przez całą grę używałem co najwyżej dwóch, a do użycia reszty zmuszała mnie gra. No i te postacie były jakieś takie nie tego. Z osobna może i nie były najgorsze, ale interakcje między nimi... Ech. Główną bohaterkę, Elizabeth, traktowałem jak ruchomy automat z pieniędzmi, apteczkami i amunicją. Nie czułem z nią żadnej więzi i nie obchodziło mnie co się z nią będzie działo. Jedyne postacie, jakie były przemyślane od początki do końca to "bliźniaki" Lutece, ale pojawiali się oni dość rzadko. No i fabuła. Największa bulwa na tym niesmacznym torcie. Pozornie głęboka i nakłaniająca do refleksji, a tak naprawdę do bólu liniowa i pełna dziur wielkości rowu mariańskiego! A jeżeli ktokolwiek uważa, że się mylę, że jednak postacie są super albo fabuła ma sens, to niech do mnie napiszę. Grzecznie wyjaśnię, czemu się myli.


Ale koniec z tą negatywną energią! Czas ogłosić, która produkcja zrobiła na mnie największe wrażenie, która ma najlepszą grafikę, muzykę i ogólnie kładzie na kolana całą konkurencję! Oto przed wami...

NAJLEPSZA GRA W 2014!

Nie miałem absolutnie żadnej wątpliwości, który tytuł w tym roku był najlepszy. Po prostu pozamiatał wszystko w co grałem i to bez mrugnięcia okiem. Shovel Knight, Nawet nie wiem od czego zacząć. Jest to platormówa w najczystszej postaci. Co za tym idzie? Powinna mieć dobre sterowanie, ciekawie zaprojektowane poziomu i z etapu na etap powinna oferować coś nowego. Shovel Knight ma to w doskonałej jakości. Do tego dochodzą wymagający bossowie, sekrety z ciekawymi ulepszaczami, a nawet i misje poboczne. Po prostu od strony rozgrywki jest perfekcyjnie. Na prawdę nie ma się do czego przyczepić, ani czego zmieniać. Istna boskość. Ale jak wspomniałem wcześniej, Shovel Knight to też niesamowita ścieżka dźwiękowa. Młóciłem ją przez cały rok przy różnych okazjach i nie znudziła mi się ani odrobinę. Nadaje się do samochodu, na spacery, rowery, a nawet do piwa. Słuchać siostry i bracia! Ale czemu gra załapuje się też na najlepszą grafikę roku? Przecież to kolejna pikselowa gra żerująca na miłej przeszłości innych! Powierzchownie może i tak jest, ale wystarczy trochę pogrzebać, by dowiedzieć się, ile pracy w nią włożono. Paleta barw użyta w Shovel Knight to prawie w 100% ta, która mógł wyświetlić NES. Dodano zaledwie kilka kolorów dla poprawy wyglądu paru szczegółów. Dodatkowo wszystkie "efekty specjalne" to te same triki, z których korzystała stara konsola Nintendo. Ograniczano też specjalnie maksymalną ilość kolorów na jedną postać, a nawet kombinowano z proporcjami ekranu, by piksele się nie rozjeżdżały. Twórcy, Yacht Club Games, mogli zwyczajnie machnąć na to wszytko ręką, ale postawili sobie wyzwanie, z którego wywiązali się znakomicie. I za tą ciężką pracę tej grze należy się też nagroda za najlepszą grafikę.



BONUS:

Chciałbym też pogratulować Nintendo. W tym roku skopaliście dupska wszystkim i to w wielkim stylu. Życzę wam jeszcze lepszego roku i pokażcie, kto robi najlepsze gry na świecie! Liczę na was!

Tak pokrótce wygląda moja lista wzlotów i upadków. Czego bym chciał na przyszły rok? Przydałoby się Wii U, bo biblioteka dobrych tytułów na ten niepozorny sprzęcik rośnie z miesiąca na miesiąc. A nam życzyłbym żadnych porażek, żadnych rozczarowań, żadnych złych gier, zepsutych gier, czy durnych gier. Niech wszystko będzie na "tak"! Niech nadejdzie 2015!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz