Przychodzi czasem taki okres, w którym ciężko mi się patrzy na branżę gier. Dookoła wszędzie zepsute gry, niedziałające serwery, niechciane kontynuacje i przydrogie DLC.
I skrzywi się niejednemu mina na dźwięk słów Electronic Arts, Ubisoft, czy też Activision. To te trzy molochy robią najwięcej krzywdy graczom i najczęściej wywołują oburzenie w mediach. Ale to są łatwe cele. Wiadomo, że należy wystrzegać się ich produktów, ostrożnie wybierać tytuły, a już najlepiej poczekać na kilkaset recenzji, zanim coś się od nich kupi. Ale to nie ta trójka jest najgroźniejsza z tego wszystkiego. Gorsze są te firmy, które uchodzą za dobre, które robią potencjalnie dobrą robotę i nikt nie zwraca uwagę na ich błędy, a nawet jeśli, to szybko się o nich zapomina. Bo kto by oskarżył Blizzarda o jakiekolwiek złe występki, czy też taką Bethsedę? Przecież są wspaniałymi królami, którzy dbają o wszystkich swoich podwładnych. Do tego grona pseudo-fajnych firm ostatnio chce usilnie dołączyć Rockstar. Tak, ten który wypuścił doskonałego Red Dead Redemption, czy GTA: Vice City.
W ostatnich dniach R* wypuścił łatkę do steamowej wersji GTA: San Andreas. Nie dołączono do niej listy zmian, ale wiadomo było, że dodawała ona możliwość grania padem od Xboxa 360. Znaleźli się jednak tacy, którzy pogrzebali trochę głębiej i trafili na coś bardzo interesującego. Część patcha zamiast poprawiać grę, wykastrowała ją z 17 utworów muzycznych, których mogliśmy posłuchać sobie w radiu. Rockstar tłumaczył się, że stracili licencje na te kawałki i musieli je po prostu usunąć.
Tego nie usłyszymy już w GTA: San Andreas...
Wszystko ładnie, pięknie, ale czy to oznacza, że ze wszystkich gier korzystających z twórczości różnych zespołów będzie znikać muzyka? Czy za 10 lat w Tony Hawk's Pro Skater będę popylał na desce do jednego kawałka? Czy Flatouty przestaną łechtać moje uszy mocną i dynamiczną ścieżką dźwiękową i jedyne co mi pozostanie to wsłuchiwanie się w chrobot szutru i odgłosy giętej blachy? I co się stanie z interm do Carmageddon bez Zero Signal?!?
Inną rzeczą jaką usunięto z San Andreas było wsparcie dla rozdzielczości 1920x1080. Rockstar twierdził, że nie działała ona najlepiej, a inni nie wiedzieli o jakie problemy chodziło. Od kiedy wysokie rozdzielczości psują gry? Wiem, że HUD-y czasami w takich wypadkach bywają nieczytelne, a z rzadka problemem jest utrata płynności i gubienie klatek.
Carmageddon bez Fear Factory to nie Carmageddon!
Inną rzeczą jaką usunięto z San Andreas było wsparcie dla rozdzielczości 1920x1080. Rockstar twierdził, że nie działała ona najlepiej, a inni nie wiedzieli o jakie problemy chodziło. Od kiedy wysokie rozdzielczości psują gry? Wiem, że HUD-y czasami w takich wypadkach bywają nieczytelne, a z rzadka problemem jest utrata płynności i gubienie klatek.
O co więc chodzi Rockstarowi? Tak mają wyglądać 10. urodziny ich gry? Dlaczego usuwać te wszystkie rzeczy zamiast się nimi porządnie zająć? Czy tak trudno wielkiej firmie odzyskać prawa do piosenek, czy zatrudnić jakiegoś gościa do poprawy działania wysokich rozdzielczości? Może chodzi o to, że stara, dobra PC-towa wersja San Andreas była atrakcyjniejsza od wypuszczonej ostatnimi czasy wersji HD na Xboxa 360? Pytań wiele, a konkretów niestety brak. Jedyne co mogę na ten temat powiedzieć to:
NIEDOBRY ROCKSTAR! NIEDOBRY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz